poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Bréhat: Les vélos les plus beaux


Bréhat jest wyspą rowerów. Samochód trzeba zostawić w porcie na przylądku Arcouest, wstęp na wyspę mają jedynie cztery wozy strażackie, dwa traktory - po jednym w każdym z dwóch wyspiarskich gospodarstw - i kilka elektrycznych śmieciarek. Poza tym tylko i wyłącznie dwa kółka, wypożyczalnie rowerów są na każdym rogu. Szyld głosił: "Les vélos les plus beaux" ("Najpiękniejsze rowery"), nie mogłam się oprzeć. Był zaiste najpiękniejszy: turkusowy, z koszyczkiem i skórzanym siodełkiem. Przez cały tydzień ani razu mnie nie zawiódł. 


Przejechaliśmy razem wszystkie drogi zaznaczone na mapie, większość tych, których na mapie nie ma, wytyczyliśmy kilka nowych. Pewnego ranka, gdy odpływ odsłonił dno wschodniej zatoki, mieliśmy nawet ochotę przeprawić się na sąsiednią wysepkę, która nagle stała się półwyspem. Widocznie nie tylko nas kusiła perspektywa spojrzenia na Bréhat z zewnątrz, gdyż przed ubrudzeniem kółek w ostatniej chwili powstrzymała nas tabliczka informująca, że "Wyspa na wprost jest prywatna".  


Wyprzedzaliśmy pod górkę elektryczne rowery (których użyteczność w terenie, gdzie najdłuższy podjazd ma 300 m i nawet ja nie potrafię się zasapać, pozostaje dla mnie zagadką), przywoziliśmy na śniadanie jeszcze ciepłe rogaliki, wielokrotnie przemoczyliśmy buty pedałując wśród perlącej się rosą wysokiej trawy i raz nawet zakopaliśmy się w piasku. Po deszczu, gdy powietrze staje się przejrzyste niczym lustro, ze stromych klifów czasem udawało nam się dostrzec stały ląd i jadące po nadbrzeżnej drodze samochody. Z perspektywy dwóch kółek najwyraźniej widać wtedy wszystko to, co nieistotne, co udało się zostawić w porcie. I jak wiele jeszcze do zostawienia.