czwartek, 17 sierpnia 2017

Ouessant: Bez klucza



Do samochodów na Wyspie mają prawo tylko miejscowi, nasz został na kontynencie i gdy przypływamy do portu Stiff zarezerwowane wcześniej rowery już na nas czekają. Do każdego wypożyczonego roweru transport bagaży na miejsce noclegowe gratis i choć wszystkie te maleńkie osady mają tu jakieś swoje nazwy, chłopak w porcie nie pyta nas, gdzie będziemy mieszkać, tylko u kogo. Ouessant liczy 800 stałych mieszkańców, wszyscy się znają, kartografia wyspy jest zapisem ludzkich historii, relacji, zależności. 
- To już wszystko, możecie jechać.
- A nie macie jakichś kłódek, żeby nam tych pięknych rowerów nie ukradli?
- Nie ma takiej potrzeby, na Wyspie nie ma złodziei.

Zamieszkaliśmy u Elen. Biały domek na wzgórzu z widokiem na drugi brzeg doliny, tuż za podstawówką w Lampaul, jak to dobrze, że rowery miały przerzutki. 
- To mój dom, zostawiam go pod waszą opieką. Tu jest łazienka, tu sypialnia, tu płyty z jazzem, tu wyspiarska literatura, zioła rosną tutaj, a tu jest garnek do gotowania krabów.
- A gdzie są klucze?
- Gdzieś tu powinny być... Jak chcecie, to oczywiście możecie zamykać dom, ale nie jest to konieczne, na Wyspie nie ma złodziei.

Na Ouessant nie rosną żadne drzewa i przez wieki jedyne drewno, jakie można tu było znaleźć pochodziło z roztrzaskanych o skały żaglowców. Ocean przynosił do kamienistych zatoczek fragmenty kadłubów, połamane maszty, niekiedy całe meble, wypchane ubraniami kufry i ciała topielców. Umarłych chowano na przybrzeżnych cmentarzach, a drewno wyciągano na brzeg i zostawiano do wyschnięcia. Znalazca kładł na swoim skarbie biały kamień i tyle wystarczało do oznaczenia własności respektowanej przez całą wyspiarską społeczność. Bowiem na Wyspie naprawdę nie ma złodziei. 

Jak to możliwe, Wyspo? Co takiego robisz z nami, żeśmy tu inni? Czyżby lepsi? Bliżsi innych, bliżsi siebie? Wyprani z brudu przez Ocean? Uwolnieni spod kłódek, zamków i kluczy? Z ufnością powierzeni Twojej opiece?

czwartek, 3 sierpnia 2017

Ouessant: Wyspa Kobiet




Na Ouessant porty są dwa: spoglądający w stronę kontynentu nad wodami zdradzieckiego Fromveuru Stiff i Lampaul, ukryty w głębokiej zatoce otwierającej się na Ocean. To tu chłopcy wsiadali do chybotliwych rybackich łódeczek, na pokład dumnych królewskich żaglowców i na olbrzymie jak wieloryby statki handlowej floty. Tych młodych zawsze było najwięcej. Głodny silnych ramion i twardych charakterów wyspiarzy Ocean zabierał matkom chłopców i rzadko kiedy oddawał mężczyzn. Wpatrując się w ginące za horyzontem maszty, przytrzymywały ręką wstążki białych czepców, wiatr podwiewał sięgające kolan wełniane spódnice. Taka właśnie jest odwieczna kolej rzeczy: mężczyźni należą do oceanu, a kobiety zostają w porcie. Ouessant od zawsze była wyspą kobiet. 

Ta kobieca społeczność, o mocnej strukturze i tradycji, scementowana koniecznością walki o przeżycie w obliczu żywiołów, przetrwała w niezmienionym kształcie prawie do lat '60, kiedy to dzięki regularnym połączeniom promowym z Le Conquet Wyspa znacznie przybliżyła się do kontynentu. Na Ouessant to kobieta była władczynią domu i rodziny, strażniczką wyspiarskiego języka i pieśni. Do niej należały owce, pastwiska, poletka gryki i pszenicy, skrzydła maleńkich wiatraków (każda rodzina miała swój!), kamienne domki. Podział tego skromnego majątku odbywał się wyłącznie w damskim gronie i to kobiety prosiły tu mężczyzn, nawet tych o wiele młodszych, o rękę, trzeba było się spieszyć, nim połknął ich Ocean. Na wyspie nie można było na nich liczyć, a przecież trzeba "coś jeść, gdzieś mieszkać, w coś się ubrać i rozpalić ogień", jak mówiono tu jeszcze nie tak dawno. Kobieta Ouessant nie miała innego wyjścia, musiała być silna i samowystarczalna. 

Mężczyzna był tu zawsze wielkim nieobecnym. Jeśli już czasem pojawiał się u drzwi jak zbłąkany wędrowiec, to tylko na ulotną chwilę, ciągle w drodze, jego dotyk jak morska fala. Nie miał żadnych obowiązków, ale też żadnych praw, nawet nie mógł wybrać sobie żony, która i tak nigdy nie nosiła jego nazwiska. Nie potrafił się niczym zająć na wyspie, uprawa roli i hodowla owiec to domena obecnych, o niczym nie decydował, nic do niego nie należało. Życie na wyspie doskonale toczyło się bez niego, czy w ogóle był komuś potrzebny? Odwieczny przechodzień, zawsze w ruchu, zostawiał po sobie jedynie tęsknotę brzmiącą w płaczu tulonych do piersi dzieci. I odległy posmak miłości, kryształki soli porzucone przez odpływ w zagłębieniach skał.

Dziś ostały się tylko dwa wiatraki, lecz żaden z nich już nie mieli ziarna. Kamienne domki wynajmują letnicy, zarastają cierniami leżące odłogiem pola. Historia ujarzmiania Wyspy przez kolejne pokolenia kobiet, zapisana kamiennymi murkami przecinającymi równinę, powoli staje się zupełnie nieczytelna. Jednak powiem wam w sekrecie, Siostry z Ouessant kroczące z podniesionymi głowami w procesjach Proelli*, że każdy centymetr tej bezdrzewnej wyspy wciąż przerośnięty jest waszymi korzeniami. 


*Celebrowana na Ouessant ceremonia pogrzebowa zaginionych na morzu. 

Inspiracje: Françoise Péron, Emmanuel Fournier, "Se confier à l'île", Locus Solus, 2015